Hej, hej!
Wczoraj po lekarzu zaszłam do Jagodowej.
Piski i wrzaski słychać, Salem koty rozstawia,
Isia na Garbielkę syczy - oho, hierarchia się posypała!
Bo tam z wc pachnie im takie cuś:
Małe. Pusia ma na imię i ma koci katar. Aś przytargała skądś to nieszczęście.
Jej Młoda też chciała malucha jak u nas... No i jest smarkacz, ale odizolowany.
Wypowiadać się nie będę subiektywniej, bo ja mam mieszane uczucia,
ale to w trosce o Salemka mojego najukochańszego prawie 14letniego.
Codziennie zastrzyki dostaje i krople w oczy dostaje.
Zobaczymy co to będzie - póki co izolacja, bo Salemek niemłody.
Poza tym pamiętamy jak u nas rok temu poszło - Amberka puścić nie chciało.
Nie było końca tego leczenia, a jak się dla Niego skończyło wszyscy wiemy...
Ale nie ma co się roztrząsać, było jak było, wyszło jak wyszło.
Szczerze mówiąc ja się modlę, by tam nie poszła u Jagodowej fala.
Nie lubię kociego kataru - Jaguś i Alex adoptowani 9 lat temu
mieli ratowane oczu właśnie z tak zaropiałej akcji miesiącami.
Jaka Pusia każdy widzi, ponoć z wsi zabitej dechami, w sensie mentalnym osób,
które oddawały te maluchy, podstawiając staruszkę do wydawania ich.
Nie wiem, czy kocica będzie wykastrowana - to to małe na pewno trafiło tam,
gdzie ją wyleczą, a nie będzie ignorowany jej stan zdrowia.
No to trzymajmy kciuki za Pusię, i za Salemka,
by żaden się nie zaraził brońborze - bo padnę na zawał.
Zbyt ciężkie dla mnie było ostatnie pół roku.
Nosicielem hesperwirusa jest się na zawsze...
Na początek powiem, że nie ukrywam, że żałoba nadal trwa - to jest trudny okres i ciężki. Bywają dni, że człowiek popłakuje i nic go nie cieszy, a nawet ma lęki i głupie myśli. Może niektórzy poczuli się dziwnie przy lakonicznym wpisie o Pusi - nie przeczę, że ładna jest i w ogóle - kot niczemu nie jest winien - ale boję się. A mając doświadczenia z kocim katarem mam takie prawo - byliście z nami przez rok, kto był widział zbiórki, czytał - wie jak było na bieżąco, jak ciężko się tego pozbyć... Oraz po stracie Amberka, którego pewnie wykończyły też antybiotyki między innymi - nerki nie wytrzymały i szlag je trafił - to też bardzo prawdopodobne - mam prawo. Jakkolwiek było - teraz, gdy jest u Jagodowej chory kotek ciężko mi się cieszyć. Ucieszę się, gdy będzie po wszystkim i Salem się nie zarazi - on jest najważniejszy. Jest z tamtego stada najważniejszy dla mnie i Jego zdrowie, bo skończy 14 lat. Ale to tak gwoli wyjaśnienia. Niczemu winna się nie czuję, to mój blog i piszę jak czuję. Bardzo ciężko jest wyjść z tej Ciemnej Doliny żałoby i nie życzę Aś, by tego doświadczyła. ZAWSZE JEST ZA WCZEŚNIE. ZAWSZE.
PS. Zdjęcia robiła Aś jakimś cudem lustrzankowym.
Mój smartfon nie potrafi tak.
Pusia słodka jak miodek. Pozdrawiam serdecznie i trzymam mocno kciuki.
OdpowiedzUsuńElaW.
Nie no, śliczna jest jak każdy maluch. Póki co u mnie lęk góruje nad zachwytem, bo Salem to jednak Salem i ma za chwile 14 urodziny.
UsuńMa wspaniałe umaszczenie. Zdrówka życzę.
OdpowiedzUsuńŻe piękna jest nie przeczę. Ja zwyczajnie się kociego kataru boję. Jak wet powie za tydzień, że jest ok i można ja wypuscic w stado to wtedy będę pewnie bardziej entuzjastyczna.
Usuń