Witajcie,
pranie oczywiście powiesiłam od razu po tamtym wpisie.
No i właśnie, udało mi się kupić sobie bluzę i koszulkę,
ale żadne tam cudo, tylko w CROPPie po prostu był wzór z wróżką.
ale żadne tam cudo, tylko w CROPPie po prostu był wzór z wróżką.
Młodemu wzięłam dwie ze skrzydłami na plecach i tam lata.
Wiem, że słaba pamiątka, bo po prostu z Galerii Łódzkiej czy Manufaktury.
Tam też się nic nie zmieniło właściwie.
A pamiętam jak wczoraj jak stamtąd jechałyśmy nie raz ze żwirkiem.
Jak nam ktoś ukradł dwie siatki z karmą dla kotów,
a odstawiliśmy na chwilkę na stolik taki i ktoś przechodząc zabrał.
Do dziś mówimy, że mamy nadzieję, że ktoś biedny,
bo same też byłyśmy wtedy w ciężkiej sytuacji i ledwo ciągnęłyśmy.
Teraz jest lepiej, ale minimalną krajowa to nie jest szczyt marzeń...
Tyle dobrego, że mieszkanie ma Motylowa tutaj normalnie.
Piłam na Piotrowskiej kawę z McDonalda, tego samego, co pamiętam,
że czasami tam brałyśmy coś ciepłego, bo nie miałyśmy nic poza lodówką.
Nie zdecydowałyśmy się na wycieczkę w tamte okolice,
może następnym razem albo Motylowa sama Młodemu pokaże.
Mnie wycieczka ta psychicznie więcej kosztowała niż myślałam.
Odczuwa się takie rzeczy już po powrocie do domu...
Czasami nie wiem, jak dotarłyśmy do tego punktu, gdzie jesteśmy.
Ale dobrze, że tam nie mieszkamy, klimat tamtejszy dobija.
Motylowa mieszkała tam kawał życia, ale docenia nasze małe miasto.
W Łodzi adoptowałyśmy trzy Koty - Mefisia i Jagusia, który jest już za TM,
a Aleksik trzeci ostatni powolutku kroczy w stronę braci...
A pamiętam jak wczoraj, jak się z nimi jeździło tramwajem do weterynarza...
Poziom rozkopania Łodzi jest taki, że po prostu przerażenie ogarnia.
Przesiadanie się z busa w tramwaj nie było ciężkie, ale ilość jazdy...
Nie, ja bym tam dłużej nie przetrwała, zgubiłabym się w tym mieście.
Teraz taka nota, bo mi zdziwnie:
Wiem, że w Łodzi mieszkasz Tabazello, nie miałam jednak szans.
Zbyt niespodziewane to wszystko było, ale może jeszcze się odezwę
i uda mi się poznać pana Mruczysława i oby nie było upału.
Upał zabija wszystkie szare komórki, a jeszcze jak ma się pogrzeb
i obok teściowa i to całe zamieszanie...
Kolejnym razem będę stanowcza, że tu i tu się umawiam
i nie interesują mnie plany innych - i już. Jest szansa? 😸
(Bo z tego, co czytałam Tabs miała imprezki, więc by się nie udało spotkać. )
Kotki zostały same w środę wieczorem do środy rano...
Sześć dni bez nich nie było fajnym czasem, bo człowiek myśli...
A Cirilla taka malutka zostawić, teraz na rączkach nosiłam cały czas.
Miszku kicha i prycha, VetoMunem doleczam i obserwuję.
Dzień wcześniej nagle zakupy, bo nic nie ma się na pogrzeb.
Sprzątałam dwa dni, by Jagodowa nie myślała, że się ktoś włamał.
Sprzątałam dwa dni, by Jagodowa nie myślała, że się ktoś włamał.
A cztery dni przed powrotem do pracy to jest rozpacz...
Od środy ogarnianie się, bo zapasy dla kotków,
leki dla Sansy zamówić, dla Aleksa kupić, żwirek zamówić...
Wniosłyśmy karmę, która trafiła do punktu, bo nas nie było.
Dokończyć muszę czytać książkę na akcje recenzencką,
bo czytałam tylko w pociągu...
No, ale w domu najlepiej! 🐾🐾
W związku z totalnym spłukaniem się udostępniam linki do bazarków:
Oraz zbiórkę:
Dziękuję za każde wsparcie 🌸
Muszę zamówić RenalVet, CalmVet, VetoMune, GeriatriVet oraz probiotyk dla Aleksika Vetfood Flora Care duże opakowanie...
Tanie nie jest to, ale jest dobre i się sprawdza 💊
Dziękuję 💐
U nas dziś Kocurrku ledwie 25 stopni ma być, troszki oddychamy ale wczoraj mła myślała że padnie. Koty śpią, nie łobuzują jak te z południowego - wschodu. ;-D Mła dziś będzie usiłowała działać jakoś normalnie, bo ostatnio leciała na tabletkach, nie dałabym rady bez wspomagania. Ech... Mła postara się cóś wykombinować w temacie pomocowym w przyszłym miesiącu.
OdpowiedzUsuńUpał mnie zabija ale Alex ma nowy lek, a Mysza jednak chorego zęba. Dam znać. Na razie Alex nie chce brać leku, a Miszka ma zastrzyki więc wynik co z zębem za tydzień.
OdpowiedzUsuń