Witajcie poniedziałkowo!
Weekend zleciał nie wiadomo kiedy, ale Dziecię pojechało.
Wczoraj dzwonił rozklejał się, ale w przyszły poniedziałek wraca.
Nie jest to jakiś megadługi wyjazd - już był na pięciodniowej,
więc trzy nocki poza domem już miał, miał też dwie i jedną.
Tutaj bez dni przejazdu wychodzi 7 dni poza domem,
ale dobrze, że ten pierwszy obóz taki krótki i że bez prądu.
Dzwonić mogą tylko w czasie wolnym z telefonu drużynowych.
Dzisiaj telefonu nie było - mam nadzieję, że ich tam zajęli...
Przynajmniej Młody ma tam jakieś atrakcje, bo w pracy nerwy są.
Aneksy dzisiaj rozdali, ale już wiem, że pojechali po najniższej linii...
Nie mogę się jednak denerwować, bo ostatnio jakiejś zgagi dostaję.
Za dużo tego wszystkiego się od początku roku na naszą głowę zwala...
Mefisio odszedł, potem karmienie maluszków i ten hejt w pracy,
a potem ich chorowanie raz za razem, a w międzyczasie stresy szkolne...
Wyjazd też stresujący, ale ja wiem, że on tam jest pod opieką
i nic mu nie grozi, choć wczoraj Serce się łamało na jego głosik...
A Kotki? Kotki szaleją, śpią, jedzą, posrywują, siusiają, szaleją...
Nie wyrabiam z tym żwirkiem i z dolewaniem wody w ten upał.
Zamówiłam Miśkom zapas puszek, bo rosną, ale zapłacę za tydzień.
Zooplus ponoć tydzień trzyma zamówione produkty zarezerwowane.
Fajna jest promocja na animondę -30% - ja maluchom tylko biorę,
bo dorosłe to wolą swój "szlam" pt. Winston i inne takie "atrakcje".
Ale to u dorosłych jest obok Smilli takie śniadanko o 4 rano...
Nauczyłam tak od Pierwszej Trójcy i tak już został rytuał na stałe.
Patrzę na te Maluszki i cieszę się, że udało się je odratować,
bo u nas na zakładzie od początku lipca jakieś maszyny i wyburzenia...
Byłoby już tam po nich - drzewa nam wycinają, miejsce robią,
bo ma być niby nowa hala postawiona - wycięli dzisiaj trzy...
A już wiem, że kolejne drzewa będą wycięte - szkoda tych ogromnych...
Co z tego, że posadzą coś w zamian - kiedy to urośnie i da cień?
Ale dla nich tylko kasa się liczy, a ty człowieku za minimalną rób,
co tam jakieś drzewa, co tam człowiek i godne życie - zysk dla firmy...
Co jednak tak naprawdę możemy my - nic ino tylko żyć jak się da.
Czytać, oglądać, spędzać czas rodzinnie i radzić sobie jako tako...
Mimo, że spodziewałyśmy się tego, to jednak człowieka to denerwuje.
Ale za duże mam zobowiązania, żeby rzucać to i zmieniać pracę.
Trzymam się nadziei, że skoro budują halę to będą mieli większy zysk,
że dadzą coś więcej niż minimalna krajowa...
Bo naprawdę chce się płakać i momentami mam dość.
Najbardziej dobija bezsilność - bo co zrobić?
Ponarzekałam - lżej się zrobiło - może tak grupowo ponarzekamy?
Piszcie co Wam na Sercu leży - może coś wymyślimy wspólnie?
Poza tym działamy i tam co wygrzebię/dostanę to wystawiam:
I o posyłanie w świat apeluję, bo wiem, że my Kociary
łatwo nie mamy - problemy z siusianiem i Jeże Pudełkowe,
a po zakupach wyglądamy jak ta dziewczynka z czarnym kotkiem...