Witajcie sobotnio,
» Czytaj dalej... »
miałam pisać wczoraj, ale padłam, cały tydzień właściwie,
po pracy nieśliśmy potrzebne rzeczy Motylowej i padaliśmy...
Pod poprzednim wpisem pisałam w komentarzach aktualizacje.
Żeby się nie powtarzać: stanęło na tym, że czekamy na wyniki,
które są pod kątem bakterii - zapalenie bakteryjne podskórne.
Co to za bakteria co okolice stawów atakuje nie wiem...
Antybiotyk ma w kroplówce teraz - wczoraj dwa razy,
ale to nowy, więc nie wiem może też trzy razy będzie...
Ale teraz wszyscy mają długie weekendy i lekarz wróci 2 maja,
więc do tego czasu ma zalecone co ma i nic się nie zmieni.
Wyniki pod kątem bakterii też najprędzej wtorek lub czwartek.
A w międzyczasie dostałam taką paczkę z wygraną na Instagramie.
W międzyczasie Miszku była u Weta na badaniu krwi,
bo węzeł jej jeden spuchł na szyi, ale potem jakby się schował,
więc mamy obserwować, bo biochemia nic nie wykazała.
Wszystkie inne misie grzeczne w miarę na szczęście,
choć coś trochę Poppy rozrabia i próbuje rozstawiać dziewczyny.
Tylko Daenerys ma wszystko gdzieś i śpi sobie w koszyku.
Chłopaki też wiecznie zmęczeni i się nie wtrącają nastolatkom...
Ale nie mam do tego siły, myślę, że gdy Motylowa wróci
to się unormuje, bo Poppy nie może przeżyć, że Misza na mnie śpi.
A Miszka zawsze śpi na Motylowej, więc wali inne koty,
które chcą na mnie spać - poza małą Cirillą, bo to siostrzyczki...
Nie wiem, kiedy minął ten tydzień, jak jakiś sen dziwny...
Mam wrażenie, że mi się śni to wszystko, ale jednak nie.
Jeszcze ta głupia rzeczywistość polskich szpitali i pracy,
że nie ma zwolnienia, bo nie wiedzą kiedy wypiszą,
a w pracy nie zapłacą od dnia, kiedy jest w szpitalu,
do póki nie dostają ze szpitala tam tego co musi być wysłane...
A potem wyrównania, wyliczenia, a kiedy wypiszą nie wiadomo.
Ale jakoś sobie trzeba będzie poradzić, koty mają zapasy,
ale jedyne co to żwirek muszę na pewno kupić i wiadomo,
że najważniejsze jest opłacić rachunki, żeby nie ścigali...
Byle tam w szpitalu trafili i wyleczyli, a nie cudowali...
Najgorsze jest to czekanie, a oni tam się nie śpieszą,
bo pacjent to pieniądze, a pustych łóżek sporo widziałam...
Wizyty króciutkie, bo zaraz kroplówka, okłady, a musi leżeć,
a siedzenie sprawia, że kostki ciągną puchną, dlatego był Doppler,
ale z żyłami wszystko jest ok, reumatologicznie nic nie dolega...
Wszelakie nowotwory tez wykluczali przez te wyniki pomylone...
Pochodzić chwilę może, ale teraz od wczoraj do trzech
doszły kolejne kroplówki z antybiotykiem, więc czyta sobie...
Czytanie i spanie tam najlepiej wychodzi, a od 20 już cisza jest,
bo starsze osoby na oddziale głównie, więc jak światło zgaśnie
to już w sali nie zapala, żeby czytać tylko też idzie spać...
Losowanie było i padło na nas - bardzo fajnie, bo polowałam,
żeby ktoś gdzieś za grosze sprzedawał - bo ja używane książki kupuję.
A tutaj tak się trafiło, że u samej autorki i mam książki z dedykacją :)
Poczytam sobie jednak jak Motylowa wróci, na razie jestem w aniołach
i niebawem napiszę o nich, bo pewnie wydawnictwo Mięta czeka.
Będę pisać aktualizacje znów w komentarzach już tutaj,
bo blogger przez telefon u mnie ma jakiś bunt, żeby edytować wpisy.
Jaka ja zmęczona jestem mimo tabletek na spanie...