Dopóki pamiętamy, On żyje w Nas 💛


Hej!

Dzisiaj jakoś tak refleksyjnie mnie naszło...
Mimo, że już sobota to nadal na internecie krążą tematy
dotyczące odejścia czworonoga, który dla wielu jest Rodziną.
Wiem, że wśród naszych czytelników też są takie osoby...
(Do wpisu zainspirowała mnie też Anna Bzikowa)

Najważniejsze dla mnie było, aby nie cierpiał...

Nasz Amberek odszedł po walce z niewydolnością nerek,
która została wykryta 10 kwietnia, walczył do samego końca...
Był w tym bardzo dzielny, choć nie zawsze współpracował,
wynajdowałam wszystkie smaki karm, jakie tylko chciał jeść...
(Jeśli ktoś chce poznać jego historię musiałby cofnąć się wstecz
- do wpisów z jego etykietą albo do zbiórki na pomagam.)

Żeby nie linkować bez sensu, bo nie każdy ma fb cytuję:
"Popularny przesąd mówi, że kot ma dziewięć żyć. Niestety, my wiemy tylko o jednym. Dlatego jak długie i jak szczęśliwe nie byłoby wasze wspólne życie, przyjdzie moment, że trzeba będzie się pożegnać. Jest to chwila tym bardziej bolesna, im bliższa więź łączyła kota i jego właściciela. Głęboki smutek po odejściu kota związany jest z tym, że zwierzę to bardzo zżywa się z rodziną, stając się przez lata jej pełnoprawnym członkiem. Nierzadko jest też przyjacielem i rodzeństwem dla dzieci, pocieszycielem i powiernikiem. Sprawia wrażenie, że rozumie ludzką mowę, odpowiada i reaguje, a czasem i czyta w myślach. Więź z kotem potrafi być bardzo głęboka, dlatego żałoba związana z jego stratą jest bliska tej po stracie kogoś z rodziny.Gdy kot dożywa późnych lat starości, myśl o jego odejściu pojawia się w naszej świadomości. Chociaż zawsze jest to wydarzenie zaskakujące i szokujące, jesteśmy poniekąd na nie przygotowani. Poza tym śmierć w podeszłym wieku jest naturalną koleją rzeczy, z którą ciężko dyskutować. Dużo większe poczucie niesprawiedliwości pojawia się, gdy odchodzi zwierzę młode, na przykład w skutek nagłej choroby. Wtedy pojawiają się pytania dlaczego tak się stało, dlaczego akurat naszemu kotu i co mogliśmy w tej sytuacji zrobić, aby tak się nie stało. Pojawiające się poczucie winy potrafi dręczyć nawet przez kilka kolejnych lat. Najgorszy dylemat jaki spotyka właścicieli kotów, to uśpienie chorego zwierzęcia. Z jednej strony widzimy, że kot cierpi, jest nam go żal i nie możemy pomóc. Z drugiej strony podjęcie decyzji o uśpieniu, jest sprawą bardzo trudną. Dlatego zawsze wiąże się to z ogromnymi emocjami, stresem i wielkim smutkiem.Etapy przeżywania żałoby po śmierci kota bywają podobne jak w przypadku śmierci bliskiej osoby. Najpierw pojawia się zaprzeczenie, nie możemy uwierzyć w to, co się stało. Zastanawiamy się dlaczego do tego doszło i szukamy winnych tej sytuacji. Potem targujemy się z losem, jakbyśmy chcieli, żeby oddał nam ukochane zwierzę. Przychodzi wielka fala smutku i żalu, a w końcu akceptacja tego, co się stało. Jeszcze długo po śmierci kota może się nam zdawać, że zaraz wejdzie do pokoju, będziemy sprawdzać czy już wrócił z podwórka, odruchowo szybko zamykać drzwi, żeby nie uciekł na korytarz. To nawyki, które trudno zmienić z dnia na dzień, a które boleśnie przypominają o stracie zwierzęcia.Dotyczy to również czasu, który powinniśmy dać kotom, które zostały z nami. Znika bowiem z ich życia niezmiernie istotny element ich świata - drugi kot, bez względu na to w jakich relacjach pozostawały.
Stają się niespokojne lub nadmiernie wyciszone, często na początku szukają swojego kociego towarzysza. Dodatkowo odczuwają nasz nastrój i to je niepokoi. Potrzebują czasu żeby zaakceptować nową sytuację i przeorganizować na nowo swój koci świat. Zajmijmy się tymi kotami, które z nami mieszkają. Poświęćmy naszą uwagę, dajmy im naszą obecność i cierpliwość. Pozwólmy, by wszystko toczyło się wolniejszym tempem i trwało tyle czasu ile wszyscy w domu potrzebujemy.
Nie tylko my, ale i nasze koty..."Fundacja KOTangens, Źrodło: światkotów; poradybehawioralne
I tu moja refleksja: wiele dni miałam wrażenie, że muszę szybko wracać,
że muszę go nakarmić, a później uświadamiałam sobie, że go już nie ma.
To trwało niedługo, ale kilka dni na pewno - później miałam wrażenie,
że jest na kroplówkach, że jest tam, że pojedzie się po niego i będzie...
Żyliśmy jak w jakimś śnie, który miał przerwać telefon od Weta...

W te miesiące i on i my dawaliśmy 200% siebie...

Trwało to zanim moje Serce jakby nieodwołalnie zrozumiało "koniec".
Dlatego cały miesiąc oswajałam się z jego zdjęciami i tęsknotą.
Codziennie płynęły łzy, a co czwartek pękało serce, a później każdego 2...
Ona nadal jest - atakuje znienacka, ale mam wrażenie, że rzadziej...
Jest jak taki kamyczek w kieszeni, o którym sobie czasami przypomnę.

Z kolei na stronie Kocibehawioryzm.pl Karolina Telwikas znalazłam fragment,
który także do mnie przemówił, ale mówi z nieco innej strony o sprawie:
"Kiedy umiera kot, nawet kiedy w naszym domu mieszka ich więcej - pozostaje wielka pustka.
Pogrążamy się w smutku i rozpaczy, nie potrafimy znaleźć sobie miejsca, ciągle mamy nadzieję, że to się nie stało, że to nieprawda, że to zły sen.Podczas rozmów z wieloma opiekunami, którzy stracili kota, proszę ich by dali sobie i swoim domownikom czas. Czas na pogodzenie się, na wypłakanie całego smutku i żalu, na poukładanie świata na nowo.Dotyczy to również czasu, który powinniśmy dać kotom, które zostały z nami. Znika bowiem z ich życia niezmiernie istotny element ich świata - drugi kot, bez względu na to w jakich relacjach pozostawały.
Stają się niespokojne lub nadmiernie wyciszone, często na początku szukają swojego kociego towarzysza. Dodatkowo odczuwają nasz nastrój i to je niepokoi. Potrzebują czasu żeby zaakceptować nową sytuację i przeorganizować na nowo swój koci świat, czyli terytorium.
Niekiedy zajmuje im to krótszy, czasem dłuższy czas.Zajmijmy się tymi kotami, które z nami mieszkają. Poświęćmy naszą uwagę, dajmy im naszą obecność i cierpliwość, ale nie wprowadzajmy gwałtownych zmian tylko dlatego, że uważamy kolejnego kota za remedium dla naszego smutku. Pozwólmy, by wszystko toczyło się wolniejszym tempem i trwało tyle czasu ile wszyscy w domu potrzebujemy.
Nie tylko my, również koty."(...)"Dlatego mam do Was prośbę o chwilę refleksji. Nie nad tymi zwierzakami, które odeszły, ale nad tymi, które dziś są tu z nami. Obok. Na wyciągnięcie ręki. Teraz. Spójrzcie na nie świadomie, zobaczcie czy są szczęśliwe, czy niczego nie potrzebują, czy jest coś, co możecie dla nich zrobić TERAZ, gdy macie je przy sobie a one mają Was. I cieszcie się. Ich bliskością, ciepłem, mruczeniem. Cieszcie się też ze zrzuconego kwiatka, kłaczka na dywanie, pobudki o 4.00 nad ranem "bo miska pusta" i żwirku rozniesionego na pół domu. Cieszcie się, bo kiedyś przyjdzie taki dzień, w którym po powrocie z pracy nikt Was nie przywita w progu z wyrzutem, że spóźniliście się na porę wydawania obiadu. Cieszcie się z każdego ich uśmiechu."
Nie pamiętam, czy koty jakoś przeżyły nagły brak Amberka.
Myślę, że na początku miały poczucie jak my - kolejny pobyt u weta.
Ale prawda jest taka, że ostatnie dwa tygodnie izolowałam go w pokoju.
A one nawet nie próbowały wtedy wchodzić za bardzo,
jakby czuły, że jest bardzo chory? - sama nie wiem...
Może jego izolowanie się w szafkach dużo im dało do myślenia?

Wiem, że zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy...

Na pewno dużo się do mnie przytulały, a Sansa do dzisiaj ma napady,
żeby się poprzytulać, żeby przygryźć, żeby łapą mnie zaczepić...
Nie robiła tego wcześniej, dopiero jak On odszedł to się przebudziła...
Mefisto też nadrabia przytulanki, bo od kwietnia do sierpnia
to przede wszystkim Amber był na kolanach i przytulany...
Jaguś zaczął ze mną codziennie spać nad poduszką.

Koty na pewno czują więcej niż nam się wydaje.
Są Nasza Rodziną i bliskimi jak ludzka Rodzina.
To z nimi codziennie spędzamy czas, śpimy, opiekujemy się...
Więc bardzo ciężko nie rozumieć czyjegoś cierpienia...
Bo wiem, że Amber walczył z całych sił dla nas i siebie.
Pamiętam Go jako bardzo dzielnego Kota.

Wiem, że pomogłam mu, pozwalając mu odejść.

Ale nie smućmy się - Amber na pewno tego nie chce.
On chce wypełnienia Testamentu i radości z drani,
takiej jaką On sam wprowadził pojawiając się w naszej Historii...

Jesień - Edward Stachura

Zanurzać zanurzać się 
w ogrody rudej jesieni 
i liście zrywać kolejno
jakby godziny istnienia 

Chodzić od drzewa do drzewa 
od bólu i znowu do bólu 
cichutko krokiem cierpienia 
by wiatru nie zbudzić ze snu 

I liście zrywać bez żalu 
z uśmiechem ciepłym i smutnym 
a mały listek ostatni 
zostawić komuś i umrzeć

Bo nasze życie jest tylko Historią, która płynie,
czy tego chcemy czy nie do Nieznanych Stron...
Amber jest cały czas ze mną - czuję to.

Kiedyś się z Nim spotkam.
Tam.

2 komentarze:

  1. Żałoba, pogodzenie się z brakiem, ma swoje prawa. Chyba nie da sie przeskoczyć. Każdy potrzebje czasu, musimy w sobie zrobić miejsce na żałobę, a potem miejsce na radość znów. I ona przychodzi :-) Wielu moich futrzastych przyjaciół wybiegnie mi na spotkanie :-) Czasem odwiedzają mnie tu, ale chcę też, by TAM, żyły swoim życiem. Ja tutaj narazie, one Tam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da się. Ale może adopcja "od razu" to czasami jakaś metoda. Jeśli jest się prawdziwym przyjacielem zwierząt to się pokocha kolejne. Jest radość coraz częściej - na szczęście... :)
      Amberek też mnie odwiedza na pewno. Ale tak...
      Niech na razie czeka tam, razem z Falkorkiem... JA tu mam sporo spraw jeszcze :)
      I 10 Kocich Członków Rodziny jeszcze.

      Usuń

Zostaw po sobie odcisk łapki 🐾, będzie nam miło! 🐱
🧚🐈🧝🧚‍♀️

Popularne posty