Jagodowa znalazła kota, w zasadzie ona sama do niej wyszła...
Skóra i kości, przerażenie...
Jest u niej już miesiąc, ale nie pokazywałam zdjęć, bo naprawdę źle wyglądała, w ubranku dochodziła do siebie około dwa tygodnie...
Ubranko już zdjęte, ale jeszcze sporo przed nią.
Wygłodzona, wychudzona, z ranami na plecach...
Prawdopodobnie pogryzł ją pies, ważyła bardzo malutko...
Teraz już więcej, ale nadal to nie jest wiele...
Bo co to jest niecałe dwa kilo kota...
Plecki się goją, już odrasta futerko.
Ponoć to cud, że się odratowała, ma ogromną wolę życia.
Nawet nie chcę mówić czego życzę temu, kto mógł ją wyrzucić na taki los.
Ciąg dalszy już los napisze. Ten dobry los.
Pewnie będzie szukać domku, ale niech dojdzie do siebie...
Jejku, jakie cudo. Prześliczna. Zakochałam się.
OdpowiedzUsuńA ten kto doprowadził ją do takiego stanu, nie jest wart nawet jednego dobrego słowa.
Bidulinka piękna! Ona jest prawie taka, jak moja Frania !
OdpowiedzUsuń