Witajcie niedzielnie,
u nas się nic właściwie nie dzieje - ciężki tydzień był.
Po pracy robiłam zakupy ja, bo Motylowa zostawała dłużej,
ale tak to jest jak się zastępuje akurat w najgorszym tygodniu
- wg mojego mibanda padły rekordy kalorii i kroków.
I spadło nam kilka kg, ale to dobrze, bo pucki są za duże.
Nie wiem, jaki będzie następny to się okaże.
Lekarza mam na koniec września, załatwiam usg jutro.
Cokolwiek wyjdzie dam znać, a z Myszku nadal sprawa w toku.
Musimy się najpierw pozbyć stanu zapalnego, a jest,
więc teraz znów zastrzyki i napiszę co Wet zdecydował.
Alex jest na maxinaturalu, bo coś niedomaga,
a na tygodniu będzie miał badanie krwi, bo coś jest nie tak.
Obawiam się, że mimo leków pogorszyły mu się wyniki.
Odpuszczam mu na razie i tylko daję karmę na żądanie.
Filmowo nic nie polecę tym razem, bo po pracy padałam spać,
a potem czytałam lub oglądałam Dr House (jesteśmy w 7 sezonie).
Karmy odebrane, wniesione, żwirek wniesiony, nowa karma smakuje.
W drodze puszki dla Aleksa, a chory rachunek za prąd zapłacony.
Udało się sprzedać Motylowej jedną grę planszowa unikatową,
więc pokryła sporą część rachunku, a dzięki temu jedzie karma.
Będą miały miśki 20kg, a kolejne zamówienia zrobię po 1.
Dla Aleksa przyjdzie karma calibra sensitive, co jadł Mefi.
Od wczoraj śledzimy doniesienia o powodzi - zasmucające i przerażające.
U dory na blogu zdjęcia jej okolic - oby woda szybko opadła...
To straszne jak pomyśleć o zwierzętach - ile ich zginęło...
Już przemilczę debili, co pozostawiali na łańcuchach i w zamknięciu.
Miałyśmy bardzo ciężki tydzień, ale w obliczu tych wiadomości,
to co to jest cięższy okres w pracy, czy tak duży rachunek do zapłacenia?
Człowiek patrzy na te miśki puchate i się zastanawia jakby się zabrał,
bo Kotki są dla nas członkami Rodziny, więc jakby je uratować?
Ale odganiamy te myśli, skupiając się na tym, że u nas w końcu deszcz,
a upały się skończyły - w pracy u mnie są strasznie dobijające...
Właśnie słyszę jak za oknem u nas ruszyła dość mocna ulewa, eh...
Zaczęłam czytać "Farciarza" i świetnie mi się tę książkę czyta, choć
nie sięgam po takie obyczajowe zainspirowane prawdziwą historią.
O "Szamance" napiszę pewnie jutro, bo nie miałam głowy,
a jeszcze jedna książka czeka w kolejce, więc mam przynajmniej zajęcie.
Czytanie skutecznie zajmuje mi głowę, by się nie martwić...
bo będzie, co ma być - co trzeba to się wyleczy, ale może nie trzeba?
Choć troszkę się obawiam, ale nie będę się rozwijać,
żeby nie wprowadzać sama sobie jakiegoś stanu lękowego... ;D
O wszystkim napiszę, jak będzie po wszystkim, o.A Pan Aleksander jak ma humor tak się załatwia, ale i tu i tu.
Wszędzie żwirek bezzzapachowy, a lawendowy poszedł do Młodego.
Wychodzi na to, że to są humorki naszego staruszka "gdzie 💩?"
Badanie krwi jednak na pewno nam rozjaśni jego sytuację...
Odkryłam, że Morganka nam zasikuje wilgotne w łazience,
więc po kąpieli dywaniki i ręczniki nie mogą leżeć na glebie.
U Młodego już się zaczynają pierwsze sprawdziany i kartkówki,
a ja po drodze z pracy znajduję coraz więcej kasztanów...
i tak myślę, Romanko, jakbyś potrzebowała dawaj znaki.
Trzymajcie się jakoś, mam nadzieję, że Wam domków nie zalewa
i że Wy i Wasze zwierzaki jesteście bezpieczni!
PS. No i się pochowaliśmy z Młodym. Katar pierwszy w tym roku. Mnie wszystkie mięśnie bolą, ale na razie grypinosin i krople do nosa i zobaczymy. Testy wszystkie negatywne.
Trzymamy kciuki za Piesię w Sweterku i Dorę!
Koniki Agniecha bezpieczne - oby tak zostało 💙
Trzymam kciuki za dobre wyniki badań 💗
OdpowiedzUsuńU nas też popaduje, ale to akurat dobrze. Patrzę na śpiącego albo miaukolącego kota i cieszę się, że jesteśmy bezpieczni. I niech tak zostanie.
Trzymaj się Kocurrku i staraj nie stresować się mendycznymi. Stres to kortyzol, styki nam przepala, po co to komu? Jakoś to będzie, jak na razie towarzystwo wstępnie ogarnięte, teraz tylko Ciebie ogarnąć.
OdpowiedzUsuńJaka narkolepsja🤣🤣🤣🤣. Tylko Miszka i Merida trzymają wartę?
OdpowiedzUsuńKasztany są super, klej z nich wychodzi mocny i właściwie uniwersalny, przynajmniej wtedy gdy jeden z klejonych elementów jest z celulozą (papier). Ale to straszna robota, przerabiać je na klej,. Potrzebne byłyby mocne maszyny, wytrzymalsze od moich rąk , by mialo to sens. No i on sam zostawiony na ciut dłużej pleśnieje. Pleśnieje też surowiec, niby można suszyć i robic z suszonych, ale suszone kasztany obiera się przestrasznie, już ze świeżymi łatwo nie ma. A mielenie to już masakra. W związku z tą skłonnością nie będę go stosować na dużą skalę. O ile w ogóle będę go robić, ubiegłoroczny dokopał. I spleśniał ten niewykorzystany😟
To są śpiochy. A jak śpią najlepsze zdjęcia wychodzą 😹
OdpowiedzUsuńMięśnie i zmęczenie trzyma. Zobaczymy. Młody katar po kolana. Masakra