Hej,
ja tak tylko z wieściami Busiowskimi...
Od wtorku zaczęliśmy Semintre, dostał raz, było ok.
W środę raz zwrócił, ale człowiek myśli może coś nie podeszło,
na noc drugi raz - i tu się zaczęło...
Wczoraj:
U nas Busio dzisiaj awaryjnie u weta bo zaczął wczoraj wieczorem zwracać i rano znów była jakaś akcja po pracy zauważyłam wiec pobiegliśmy i dostał pod skórę wody sporo i dwa zastrzyki, teraz powoli nam wybacza w kuchni :( Ale trzymamy się nadziei, ze będzie lepiej i zacznie coś jeść. Widocznie w jego przypadku Seminitra zaszkodziła tylko - może nie działała na niego rozwalajaco, ale za to jak dostał w środę wieczorem tak wczoraj był bunt jedzeniowy - człowiek myśli upał może wieczorem zjadł więcej a tu rano po pracy widzę kolejne wymioty...
Niestety schudł do 3300... Dostał dużo płynu pod skórę i dwa zastrzyki...
Efekt wymiotów jest albo od Semintry...
albo coś się dzieje z przewodem pokarmowym.
Mamy obserwować przez weekend i stawić się w poniedziałek na kontrolę.
Nie wiem, co z planowanym w połowie czerwca badaniem usg i krwi...
Rozumiem też, że zaczęliśmy w takim razie jechać na leczeniu objawowym...
Będzie sobie jadł karmę do póki chce ją jeść...
Bardzo też pomaga mi wiedza jaką napisał mi na fb ktoś o nerkach,
że zwracanie jest objawem schyłkowej postaci niewydolności nerek,
że teoretycznie może to być wina leku, ale nie musi,
bo może coś się dziać już z układem pokarmowym.
I, że to niestety hospicyjne leczenie... 😿
2014 jako jedyny uwielbia całowanie w czoło, Ma przy tym megatraktorek i jeszcze nastawia po wiecej... |
Wiem. Czuję już w środku, że powolutku chyba zmierzamy w jedną stronę...
Bardzo ciężko nam jest, ale nie chcę, aby doszło do sytuacji tragicznej...
Nie wyobrażam sobie, aby go cokolwiek zaczęło boleć i żeby cierpiał.
Jest jakaś granica i to sobie powtarzam,
że ratujemy jak możemy, ale wiem, że ta ściana jest coraz bliżej...
Nie chcę przesadzić - nie chcę, żeby cierpiał.
Chcemy działać tak, jak czujemy, żeby później nie żałować.
Żeby nie żałować, że może za wcześnie.
Żeby nie żałować, że zbyt długo się go "męczyło".
2017 Największy Misiak i przytulas... |
Choć pęka Nam serce wiem, że Jego wewnątrz kotek jest słabiutki.
Amberek leży na ręczniczku w kuchni albo na pufie albo na stole,
zmienia tylko pozycje i rusza się do kuwety i do wody z piciem.
Wtedy przy miskach z wodą też potrafi dłużej posiedzieć...
Jak mu się podsunie miskę z jedzeniem to je w pozycji w jakiej jest
- więc czasem mu trzymam, czasem je na leżąco...
Czasem później przyjdzie na kolana i mruczy...
Wtedy najbardziej we mnie rozwala się wszystko na kawałki...
Jak powiedziała Motylowa: chory nie oznacza, że przestał kochać...
On daje baranki, czuję jak stara się dać z siebie wszystko...
...jak zawsze, gdy mruczy śpiewnym głosem - całym sobą.
I zakłada łapkę, a to na ramię, a to na policzek,
a to przyciągnie kosmyk włosów by go przygryźć po swojemu...
2017 |
Staram się sobie powtarzać, że gdyby nie uratowanie go przed zimą
to nie mielibyśmy tej przyjaźni, nie mielibyśmy zaszczytu,
by być obdarzonym miłością przez tak wyjątkowego kocurka...
Staram się pamiętać, że to, że będzie musiał odejść to tylko zmiana formy,
że on do nas wróci, że przecież tu z nami miał jak w raju,
a jak będzie bardzo źle to pozwolenie mu odejść jest "uwolnieniem"...
2017 |
Powoli się w człowieku coś uświadamia, że pewnych rzeczy się nie da.
Choćbyśmy wzięli nie wiem jaki kredyt czy wynaleźli nie wiadomo
jak dobrego weterynarza na drugim końcu świata to czasem się nie da.
I niby wiem, że tak czy tak jest to łzy lecą same a serce zamiera...
Nie wiem jak to będzie, nie wiem jak to przeżyję, jak Młody...
A co najgorsze - świat będzie kręcił się dalej, będzie trzeba żyć dalej...
Nie będę mu już robić zdjęć.
Jesteśmy na końcówce ścieżki.
Będziemy tylko wspominać i starać się nie płakać...
I wiem, że pewnie będzie do spłacenia leczenie,
ale czy to jest ważne, skoro traci się przyjaciela? 💔
Jest mi tak przykro, że nie wiem, co napisać, a bardzo chcę. Ja naprawdę rozumiem, przeżywałam to z Dinusiem. :((( Ja mogę od siebie dać tylko wsparcie. My cierpieliśmy katusze, kiedy trzeba było jechać do weta uśpić Dinka (nerki). To był horror, sam fakt, że to ostatnie chwile, że nie możemy już więcej nic zrobić. Nie zapomnę tego bólu nigdy. Jak już został uśpiony, my nagle poczuliśmy totalną miłość. Ja i brat czuliśmy, że on kolo nas biega. Nasze miasto zawsze takie nudne, tego jednego wieczoru stało się pełne miłości. Dinko odwiedza mnie w snach i zawsze jest ze mną, z nami. Tu też tak będzie! Wspieram i będę wspierać. Pamiętaj, nasi przyjaciele zawsze z nami zostają. <3
OdpowiedzUsuńWlasnie te nerki... :( On jeszcze ma.wole zycia, ale przygotowuje sie ze bedzie tylko gorzej i gorzej... :( choć trudno sie na to przygotować :(
UsuńBede pamiętać. Wlasnie piszą do mnie ludzie wiadomosci, ze bedzie dobrze. Ze oni tez pożegnali swoich pupili, ze on wroxi...
;(
OdpowiedzUsuń