5 listopada po północy odeszła Venda.
To był dla mnie szok, bo dobę wcześniej zaczęła zwracać na żółto,
ale wiadomo piątek wieczór, Weci pozamykani już, po 22...
Ale cóż to jest dziwnego zwracanie na żółto, Młody poszedł
rano w sobotę i dostała leki i do domu też...
O północy obudził mnie, że znalazł ją w kuchni,
patrzę, nie rusza się, nie oddycha... Tarłam boki,
Młody wdmuchiwał powietrze, uciskałam,
wszystko tak jak w instrukcji, ale niestety...
Nasz mały Aniołek już odleciał, a dopiero co...
Dopiero co dawałam jej wodę po 23, nie chciała,
więc zostawiłam ją tam gdzie leżała na krześle w kuchni...
I po prostu padłam już z myślą, że rano kroplówka...
Vendo...
Byłaś takim małym misiem, bałam się, że Was nie wykarmię,
bałam się, że któreś z Was mi zejdzie w nocy albo nad ranem...
Bo pilnuje się godzin karmienia, ale Was było tylko 3,
jak Wet sama powiedziała na pewno było Was więcej...
Pamiętam każdy ból brzuszka, problemy z kupką, nie wiedziałam,
nie mam nadal pojęcia, jak wtedy daliśmy radę, a tutaj...
Zadławiłaś się, po prostu się zadławiłaś - taki durny pech...
Wet sprawdziła wszystko - nie znalazła totalnie nic...
nie mogę zrozumieć dlaczego tak musiało się stać...
Młody mówi, że w Klanie Nieba potrzebowali wojowniczki...
Nie wiem, jak można dalej żyć po czymś takim...
Motylowa mówi, że zostawiłaś miejsce dla potrzebującego,
a ja mam nadzieję, że kiedyś wrócisz w nowym futerku,
bo to za wcześnie, zdecydowanie za wcześnie...
jaka wyrośnie dama z tak słodziasznego i łobuzerskiego pyszczka...
Jedyna, niepowtarzalna i jedyna w swoim rodzaju...
Mała Venda, zwana Vendziawką... A czasami Wędlinką,
bo taką sprawną łapkę miałaś do tego, by kraść mięsko...
Obiecuję Ci, że jeśli Twój Duch sprowadzi nam kogoś na ścieżkę
to zaopiekujemy się tak, jak Tobą i rodzeństwem,
kiedy nikt inny poza mną nie wziął waszego pudełka i dał Dom.
Jak sama nasza Wet powiedziała zrobiliśmy wszystko co mogliśmy...
Takie nieszczęścia się zdarzają...
Ja wierzę, że coś jest po coś - może wewnątrzkotek był słabiutki,
bo fakt, że była najsłabsza z wszystkich trzech, najmniejsza...
Vendo, Kocham Cię i nigdy nie zapomnę.
A jeśli wrócisz, zaopiekuję się.
Światełko w mroku błyska z daleka albo z bliska.
Skąd przyszło, tego nie wiem, i jakie imię nosi.
Kimkolwiek jesteś proszę, świeć gwiazdko, lśnij na niebie.
Na koniec wiersz Franciszka Klimka:
Zapłacz
Kiedy odejdzie,
Jeśli cię serce zaboli,
Że to o wiele za wcześnie
Choć może i z Bożej woli.
Zapłacz
Bo dla płaczących
Niebo bywa łaskawsze
Lecz niech uwierzą wierzący,
Że on nie odszedł na zawsze.
Zapłacz
Kiedy odejdzie,
Uroń łzę jedną i drugą,
I – przestań
Nim słońce wzejdzie,
Bo on nie odszedł na długo.
Potem
Rozglądnij się wkoło
Ale nie w górę
Patrz nisko
I – może wystarczy zawołać,
On może być już tu blisko…
A jeśli ktoś mi zarzuci,
Że świat widzę w krzywym lusterku,
To ja powtórzę:
On wróci
Choć może i w innym futerku…
Zawsze Cię będę pamiętać.
A ty na zawsze zostaniesz takim małym kotkiem 🤍
Kocureczku, co zrobić, tak bywa. Nie powinno...
OdpowiedzUsuńNo straszny wypadek...
UsuńWszystkie testy negatywne - z sekcji tez nie wyniklo nic nowego, Venda zadlawila sie moze spala na boku i zebralo jej sie na wymioty nie zdążyła sie przekrecic nie dowiemy sie nigdy na 100%, ale jej rodzeństwo i inne kotki jest bezpieczne pod katem tego ze to zaden pp ani fip ani nic - po prostu pech :( tak ciezko nam to przezyc ze nie wiemy co ze soba zrobić...
No ja wiem, dzieci sie dławią tabletka, dorosły potrafi pijąc wodę źle połknąć...
A mały kotek zadławić się, mimo, że nie dolega nic ponad jakąś niestrawność...
Wiem jaki to smutek i jaki żal. Przykro... Wiersz piękny i daje nadzieję. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń:((
OdpowiedzUsuńBiedna Venda...Żal kociczki i Ciebie żal. Bardzo współczuję i tulę serdecznie!♥
OdpowiedzUsuńSerce mi się ściska z żalu, ogromnie Wam współczuję... Ale tak jak napisałaś - pewnie tak miało być, żeby uchronić ją przed jakąś długą chorobą i cierpieniami, bo może była tym najsłabszym koteczkiem... Dałaś jej parę miesięcy pięknego, szczęśliwego życia, tyle ile mogłaś. Pewnych rzeczy nie jesteśmy w stanie zmienić, zawrócić biegu wydarzeń, które nie są od nas zależne. Nic na siłę, trzeba się pogodzić, uznać to za lepszy wybór Losu, bo nie wiadomo, co by było dalej. Ściskam Was mocno, przytulam...
OdpowiedzUsuńCały czas nachodzą mnie myśli, co by było jakbym wzięła ją do pokoju. Ale wiadomo jak kotek czuje się źle to leży tam gdzie mu pasuje i nie chce, żeby go ruszać.
OdpowiedzUsuńNie waż się obwiniać siebie ani nikogo! Tak się zdarzyło i nic się na to nie poradzi. Jak zwykle robisz wszystko co możesz. Zostali bracia i reszta bandy. Tam gdzie Venda teraz jest, jest jej dobrze. Przytulam Wiewiórko...
UsuńPłaczę razem z Wami, naprawdę 😓
OdpowiedzUsuńKocurrku nie obwiniaj się, bo to się mogło zdarzyć nawet jakby przy Tobie leżała. Najważniejsze że te parę miesięcy życia było podarowane, a przecież mogło nawet nie być i tego. Trzymajcie się.
OdpowiedzUsuńAż się popłakałam :***
OdpowiedzUsuńNachodzą mnie myśli co by było gdybym nie dała jej tej wody strzykawką. Ale za chwilę przypominam sobie, że ja ją widziałam po tym jeszcze raz, bo szlam do łazienki. Martwiłam się wtedy pamiętam, bo leżała na podłodze w łazience. Gdy przyszłam to poszła na podłogę w kuchni i się położyła tak rozplaszczona jak w łazience łapki do przoduje i nóżki tylne fo tyłu i na brzuszku. Czasem myślę bo ona oddychała tak inaczej. Może miała jakieś duszności. Na pewno była zmęczona wymiotami.
OdpowiedzUsuńDałam jej wody wtedy ze strzykawki wzięłam ją na ręce, ale nie chciała pić. Wykręcała się, więc puściłam ja na podłogę w kuchnia i ona poszła na krzeslo przy lodówce. I tam sie rozplaszczyła na brzuszku. Na pewno miała problem z zaśnięciem bo to było widać. Ale pogłaskałam i poszłam. Pamiętam, że była taka jakaś słaba, że nie mruczała. Poszłam i za jakiś czas znowu szłam do wc i z przedpokoju widziałam, że leży na krześle. No to już nie podchodziłam z myślą rano biegniemy na kroplówkę. Bo coś za słaba ona jest. Pamiętam, że powiedziałam Motylowej, że źle z nią. Czułam, że jest źle. Ale myślałam może to dlatego, że to jak dziecko wykarmione butelką. Może przesadne martwienie się. Coś czułam. Ale nic bym nie poradziła, bo weci zamknieci w sobotę.
OdpowiedzUsuńCzasem nachodzi myśl, a może było ją wziąć do siebie. Ale przecież i tu brałam na łóżko pamiętam, ale ona czuła sie tak źle że chowała się w regal na samym dole w miejsce, gdzie nie ma książek. I tak siedziała schowana. Nie chciała, żeby ją wyciągać. Coś sie zmieniło, skoro zaczęła leżeć na przedpokoju. Myślałam, ze czula się lepiej i dlatego. Widać było gorzej. Ale co człowiek może zrobić o 22 w momencie, kiedy ma doświadczenie, ze Mefi potrafil kilka dni wymiotować. Nasza Wet też przerażona, bo mówi, że jakby była taka słaba itd to by ja zostawiła od razu na kroplówce w klinice. Ale kto wie czy rano też nie znaleźliby po fakcie. Sekcja nic nie wykazała, badania testy wszystkie nic nie wyszło. Myślę, że medycyna weterynaryjna nie jest aż tak szczegółowa, żeby sprawdzić co sie stało. Może miała słabe serce. Może po narkozie po zabiegu 10 dni wcześniej coś zaczęło się objawiać, ale mimo, że byłam na zwolnieniu na antybiotyku i przecież była ze mną i Piorunek też towarzyszył w chorowaniu to widać to było zbyt nagłe zmiany.
OdpowiedzUsuńNagła gorączka i wymioty wieczorem w piątek wskazywały na zjedzenie czegoś, ale teraz wiemy, ze testy nic nie wykazały żadnych fip żadnych pp. Może zaczynało się coś co byłoby na kształt choroby Mefisia. Nie wiem. Może los oszczędził jej kroplówek. Może byłoby jal z Nikusia, że mimo kroplówek znikała na moich oczach.... Czasem myślę, że Nikusia ja zabrała. Bo wycieerpieliśmy wiele. Nie chciałabym aby tak piękny i słodki kociaki męczył się i odchodził na kroplówkach.
OdpowiedzUsuńNagła gorączka i wymioty wieczorem w piątek wskazywały na zjedzenie czegoś, ale teraz wiemy, ze testy nic nie wykazały żadnych fip żadnych pp. Może zaczynało się coś co byłoby na kształt choroby Mefisia. Nie wiem. Może los oszczędził jej kroplówek. Może byłoby jal z Nikusia, że mimo kroplówek znikała na moich oczach.... Czasem myślę, że Nikusia ja zabrała. Bo wycieerpieliśmy wiele. Nie chciałabym aby tak piękny i słodki kociaki męczył się i odchodził na kroplówkach.
OdpowiedzUsuńI teraz co nastąpiło potem. Ostatni raz jak ją widziałam spała na krześle miałam myśl wziąć ją, ale miałam przeczucie takie dziwne. Tak samo jak przy tym, żeby dać jej pić i ten lek na apetyt. Poszłam spać z widokiem jej w kuchni na krześle przy lodówce. Potem obudził mnie Młody. Venda leżała na pufie. Nie ruszała sie nic. Tarłam jej boki, żeby pobudzić krążenie, oczy nie reagowały, jedno bylo bardziej rozszerzone od drugiego. Moja pierwsza myśl jakiś wylew albo atak czegoś. Zrobiliśmy sztuczne oddychanie i masaż serca dokładnie tak jak w porozumieniu z Wet nantelefonie. Była północ. A widziałam ja 23.15. dosłownie wtedy, bo po tym napisałam siostrze o tej godzinie, że padam spać. Masaż trwał z pół godziny. Młody dzielnie wdmuchiwał jej powietrze. Jednakże ja masując i uciskając serce czułam, że w płucach jakby były jakieś pęcherzyki powietrza. Tak jakby tam coś bulgotało.
OdpowiedzUsuńBo oto kolejny fakt, jak Venda leżała na podłodze wyciągniętą wcześniej cały czas miała ślinotok. Co przysnęła to zaraz podnosiła głowę oblizywać się i przełykać ślinę... Może ona zasnęła w końcu i się ta śliną zadlawiła...
Młody ma wrażenie, że jak ją znalazł to jakieś dźwięki pyszczkiem były ma wrażenie, że jakby robiła takie hhhh, ale oczy miała zamknięte jedno. Wziął ją na ręce i przybiegł do mnie budzić. Położył ją na boku tak jaj ją znalazł. Gdy potem pokazał mi w kuchni jak ją znalazł wychodzi na to, że ona chciała na swoje krzesło wrócić. Kocyk był częściowo ściągnięty. Albo zaczęła się źle czuć i zeszła na podłogę i straciła przytomność, albo mamy teorię, że wchodząc na krzesło wzięły ją wymioty i się zadlawiła.
OdpowiedzUsuńFakt jest taki że leżała na boki do krzesła przodem. Obok jest blat przy lodówce. Mogła też tam wchodzić - mogła też spać ze stolu obok. Nie dowiemy się. Zapis wydarzeń jest po to, żeby jak najdzie jakąś myśl wejść tu i przypomnieć sobie jak było.
Pyszczek był w żółtym, na podłodze byla plama żółtego, czuli wymioty. Ale czy możliwy jest jakiś atak? Jakiś wylew?
OdpowiedzUsuńTutaj na myśl przychodzi nam sytuacja z tą dziwną wirusowka co dawała objawy neurologiczne. Okazalo sie wtedy byly odrobaczone od razu przy okazji jak były na kroplówkach w lipcu jako dwumiesięczne maluchy. Venda wtedy zachorowala pierwsza. To była jakas glista dlatego odrobaczanie pomoglo i leki. Juz wtedy pomyślałam ze matka im nieźle przekazała pasożytów. Po narkozie po kastracji obie dziewczyny ciężko sie wybudzały i spały m Fakt, ze Venda dłużej czuła się źle. Czy po narkozie mogą być efekty uboczne. Tak. W końcu podpisujemy specjalny papier. Tam nawet jest chyba wzmianka, że Kot może sie nie wybudzić.
Narkoza mogła także ujawnić jakąś wadę wrodzoną, bo przecież organizm został zatrzymany i uruchomiony jeszcze raz.
Młody był bardzo dzielny jeśli chodzi o sztuczne oddychanie i masaż Serca. Robiliśmy wszystko dobrze, ale wtedy skoro miałam myśl, że to wylew, bo źrenice były różne to i druga myśl, a jak ją przywrócę i nie będzie w pełni sprawna?
Kocurrku to mogła być infekcja wirusowa która spowodowała tak masywne zapalenie płuc że i w nich pojawił się płyn, pooperacyjne to raczej nie było, może tylko w tym sensie że była osłabiona i podłapała. Mogła być fizycznie Vendzianka najsłabszą z miotu. Wiesz że Sztaflik i Szpagetka są butelkowe jak i Twoje maluchy, obie miały kole pięciu dni kiedy trafiły do mła. Dohtor od razu uprzedził że choćby mła na głowie stanęła to pewnych rzeczy nie przeskoczy, bo nie tylko robale mamusie dają na start ale i antyciała zawarte w pokarmie. Kociamberki butelkowane są kociambrami specjalnej troski przynajmniej do roku, niekiedy dłużej. Z czasem się poprawia i normalnieje, chyba że się miewa przygodę skończoną połamaniem łapek, jak Szpagetka. Z Vendzianką się po prostu zdarzyło, bo nie jest powiedziane że u veta by pomogli, mojego Ewarynia wirus pokonał. Byliście z Młodym dzielni, Vendzianka miała parę miesięcy dobrego życia, którego mogla nie mieć. Tyle byliście w stanie jej podarować. Tak na to patrz. Dzięki Wam zaznała dobrego kociego życia, tyle ile mogła.
OdpowiedzUsuńTylko napiszę że proszę byś nie rozpamiętywała i się nie obwiniała. Masz Ty i Twoja Rodzina dla futerek sprawczość zapewniającą im dobry żywot, Vendzie dobry żywot też daliście. Że nie mogła z niego długo korzystać - to już żadna Wasza wina, wątpię czy jeszcze mogliście zrobić cokolwiek odwracającego uwagę Cichej. Świat pewnie wyglądał by inaczej gdybyś była Kocurro Wszechmogąca (lub gdyby był Wszechmogący Młody), ale niestety, ludzie może mają coś z Mojr, ale fucha jednak Mojr, nie ludzi.
OdpowiedzUsuń