Ciemno za oknem, więc ja już żyję - migrenowy ból poszedł precz.
Ale po kolei, tydzień był z tych ciężkich - pogodowo i pracowo.
W pracy duszno, upalnie prawie, litry wody idą...
Po pracy czytałam kocich wojowników i padałam po prostu.
Już czytam drugi tom i cieszę się, że dziecko ma tego więcej.
Fajne, lekkie, nie gubię się w imionach, o tu napisałam więcej.
To już w domu się mylę częściej, ale to do Czesia i Morfiego.
U Młodego czasami pomylę Yuumi z Luną - obie pulchne.
Senne kotki najlepiej oddają ten tydzień - nie do życia...
Czytałam już w pokoju Młodego momentami, bo mam pokój
od południa i momentami słońce próbuje mi się wprowadzić.
Obiecane kupki do ogarnięcia nadal czekają na moją wenę.
Ale nie ma wyjścia trzeba to wziąć uprać i schować...
Nadejdzie czas na przeglądanie co do wywalenia lub oddania.
Ciężko się ta wiosna zaczyna dosłownie i w przenośni.
Na myśl o upałach robi mi się słabo - nie lubię lata.
Od czwartku wieczorem jednak żyjemy jak we śnie...
Dopiero teraz przestała mnie boleć głowa - Jagodowa miała stłuczkę.
Ale z takich, że dobrze, że przeżyła - nie zauważyła, a ten pędził.
Jednak pech, że miał pierwszeństwo, ale szczęście, że ją wyminął.
Jak to wszystko się potoczy to pewnie przed nami - sąd itd.
Teraz najważniejsze jest, że żyją wszyscy - nie ma nic cenniejszego.
I staramy się nie gdybać, Mama na pewno przeżywa, więc...
Nie ma co jakiś rozmów urządzać - nie mamy wpływu na nic.
Wczoraj po pracy wyprawiłam Małego Harcerza, a potem zakupy.
Taki sobie spacer zrobiłyśmy do dalszej Biedronki i na kawę,
zawsze się u nas spacery na stres z tych ciężkich sprawdzały.
To akurat jest nasz patent z Łodzi przywieziony - pomaga...
Nie tworzę scenariuszy - jeśli są jakieś różne wymiary Wszechświata
to tam się te scenariusze odbywają - ja nie będę się dobijać.
I tak mam w Sercu mur po odejściu Mefiego i takie dziwne poczucie,
że nic gorszego nie może się stać - jednak mogło - o mały włos...
W takiej sytuacji świat zmienia wygląd i się inaczej patrzy na życie.
Nie znamy dnia ani godziny - na zwykłych światłach można zginąć.
Trzeba cenić co się ma i nie biegnąć za niedoścignionym, nie żałować.
Jagodowa jest ostrożnym kierowcą i widząc śmigacza poczekałaby.
Ważne, że Jagodowa żyje - najważniejsze dla Nas i jej Kotków...
A cała reszta nie ma znaczenia - i tak będzie co ma być - jaki mamy wpływ?
Nie mamy mocy cofania czasu, ani zmieniania rzeczywistości.
Takie szczęście w nieszczęściu trochę jak z moim złamaniem nogi...
Piszę trochę, bo każdy wypadek to jest pech i nieszczęście.
Trzeba pamiętać, że zawsze mogło być gorzej - mógł nie zdążyć,
mogłam uderzyć głową w maszynę przewracając się...
Jak wczoraj pamiętam jak gościu mi i Motylowej wjechał lekko
na szczęście lekko w bok samochodu - długo miałam wrażenie
- nie ważne z kim jechałam - że coś wjedzie w bok gdzie siedzę.
Ale pokonałam tego demona, nie dałam się i mam nadzieję,
że wszystko będzie dobrze - trzeba dać sobie czas...
Na koniec Ejmisia - wszystko dobrze, w środę kolejny zastrzyk.
Oby nam pannica dała nieco spokoju w tych okolicznościach...
Z Poppy też wszystko ok - kontrola pomyślna :)
Spokojnej niedzieli!
Kocurro uściskaj i przytul swoją Jagodową Mamę. I pociesz, że najważniejsze że cała i zdrowa, ten drugi kierowca też. wszystko inne to pikuś.
OdpowiedzUsuńKocurrku mła tak na wszelki wypadek nakarmiła Mrutka do rozpęku i nastawiła na mruczenie, niech wymruczy stresa z człeka.
OdpowiedzUsuńNaprawdę cieszę się, że nic się najgorszego nie stało, to najważniejsze. Nawet sądowe męki to nić w porównaniu ze stratą, także w tym nieszczęściu naprawdę było duuużo szczęścia. :) Uściskaj swoją ukochaną mamę, przekaż, że cieszę się, że jest cała i zdrowa i życzę, co najlepsze. :) Powiem Ci, że prześliczne zdjęcia zrobiłaś swoim kochanym przyjaciołom...czasami aż się rozpływałam, cudneee!!! Pozdrawiam, rozumiejąc brak miłości do ciepłoty. :D
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że mamie Twojej nic się nie stało. Czasem tak jest, że człowiek się zagapi, zamuli chwilę i wypadek gotowy.
OdpowiedzUsuńMiśki cudne są :*